niedziela, 8 lutego 2015

Polatajmy na deskach i wypijmy Rohozca!




Od usłyszenia tego hasła nie minęły dwie pełne doby jak zjeżdżaliśmy do 'hospody' na stoku po grzane wino doprawione goździkami i pomarańczą. Ale wcześniej musiałem zmierzyć się z kilkoma problemami. Mianowicie nie miałem przygotowanego sprzętu a serwisy w samym środku sezonu nie wieją pustkami. Na szczęście często bywam u chłopaków z energysports przez co udało mi się ich przekonać, że to moją deskę powinni przygotować pierwszą tego dnia.




5 rano odjazd! Tssa, jak zawsze.
Wyjechaliśmy chwilę po 6 i pierwsze kilometry d granicy miałem obawę jak tak duży samochód zachowywać się będzie na autostradzie. Ten siedmiobiegowy automat współpracujący z trzylitrowym silnikiem wysokoprężnym V6 zachowywał się wyśmienicie. Ponad 250KM spokojnie wyprzedzało nawet na krótkich odcinkach a caraudio Bose umilało czas. Sielanka skończyła się na wysokości Wrocławia kiedy słońce schowało się za niskimi chmurami, z który zaczął padać gęsty śnieg. Zwolniłem trochę i pojechaliśmy dalej. W małej, niezwykle malowniczej miejscowości oddalonej od naszego punktu docelowego zatrzymaliśmy się na kawę i papierosa. W rozmowie wyszło, że nikt nie pomyślał o maści przeciwbólowej na stłuczenia, szybki rzut oka na okolicę. Tak, wypatrzyłem napis 'lekarnia' co po Czesku oznaczało aptekę, niestety żeby się do niej dostać musiałem wjechać w wąskie i niezwykle strome uliczki na rynku. Kupiliśmy lek i wyruszyliśmy w drogę do naszego kurortu narciarskiego, niestety przez organizację ruchu opartą na jednokierunkowych uliczkach musieliśmy zmierzyć się z dość sporym i ciasnym podjazdem. Tu zaczęły się problemy, bo napęd na tył nie poradził sobie z tym wyzwanie.
Na centralnej konsoli znajdowało się pokrętło przełączające napęd, bez wahania przełączyłem napęd wszystkich osi, zaskoczyło mnie to bardzo bo momentalnie odzyskałem przyczepność i pomknęliśmy dalej do zasypanej w świeżym puchu małej Czeskiej miejscowości.. cdn.